1.02.2018

Drogi HRze, Odpieprzże Się Od Moich Sutków!

Co jakiś czas widzę przewijące mi się przez social media artykuły o dress code w pracy. O ile z większością ich treści jestem w stanie się zgodzić, to co i rusz spotykam w nich punkt typu 'brak stanika to faux pas, bo to szczucie cycem', względnie 'dress code wymaga noszenia biustonosza'.

Ekhm.

Mam pytanie: wyobraźcie sobie sytuację, w której nagle zamiast szpilek w biurze chodzicie w obcasach kaczuszkach albo w balerinach. HR zaczyna wzywać Was na rozmowy, bo mimo braku takiego zapisu w polityce firmy wyrażacie brak profesjonalizmu mniej zmęczonymi stopami, a koledzy zaczynają wlepiać oczy w Wasze stopy i wygłaszać komentarze sugerujące, że nieobcy jest im fetysz stóp. HR na Wasze szczere zdziwienie oznajmia, że ogólnie przyjętym jest, że klienci są rozpraszani przez niskie obcasy. Wariactwo, prawda?


Z jakiegoś powodu za to całkowicie akceptowalne jest wzywanie pracownicy do siebie i mówienie jej 'kilka osób wpatrywało się w Pani piersi, bez Pani zgody ani zaproszenia. Wiemy, że była Pani kompletnie i profesjonalnie ubrana i nie odsłoniła żadnych części intymnych, ale w opinii szefostwa musimy Panią zdyscyplinować i potencjalnie zganić, ponieważ inni pracownicy dopuszczają się czynów powszechnie uznanych za objaw bycia creepem i przychodzą nas o tym poinformować'. Z jakiegoś powodu tak zwani profesjonaliści od dress code uznają, że w porządku jest patrzenie się pracownicom w strefy intymne celem oceny, czy noszą jakiś typ bielizny, a potem raportowanie tego innym tak zwanym profesjonalistom. 


Możnaby powiedzieć - hej, problem pierwszego świata, o czym tu się rozwodzić. Z jednej strony - jasne, nie jest to kwestia, od której zależy ludzkie życie, ale z drugiej strony walka o możliwość nakarmienia dziecka w trakcie dnia pracy (która też dopiero od niedawna jest jakimś szokującym novum) też nie,a jednak poświęcamy jej czas. A poza tym trochę smutne jest, gdy wchodząc w Google widzę takie kwiatki, przy lekturze których zaczynałam powoli dostawać udaru, a brzydkie słowa latały jak jaskółki przed burzą:





















Jak widać zarówno 'spece' ( w cudzysłowiu, bo do takich speców od czegokolwiek strach się udać) jak i komentatorzy opinii tychże speców mają bardzo wiele do powiedzenia w kwestii kontrolowania, czy i co wolno pokazać (jak może zauważyłyście nawet stanik bez ramiączek jest faux pas). Ciężko, oj ciężko się panom myśli na widok sutka.
Jest jednak kilka argumentów, które są przy okazji tych oczywistości przytaczane jako całkiem serio i warte rozważenia myśli, więc rozprawmy się z nimi po kolei.



Podkreślam: nie mówimy tu o zbyt głębokim dekolcie. Ten faktycznie jest faux pas, chyba że wynika z warunków anatomicznych - ciężko wymagać od pracownika, żeby w lato siedział w golfie, bo z racji 7 kg noszonych na klacie dekolt zaczyna mu się w okolicy obojczyka; gdy Madź i ja zakładamy zwykły t-shirt z dekoltem w serek mój biust znika pod nim całkowicie, natomiast jej jest doskonale widoczny, włącznie z zaznaczonymi szczytami piersi i rowkiem między nimi, więc czy w związku z tym Magda powinna się pocić w kaftaniku? Dekoltom imprezowym w banku i dziekanacie mówimy nie, to nie czas i miejsce. Ba, nie mówiąc już o takim drobiazgu, ze przy lada przeciągu sutki potrafią przebić przez nawet przez cienko gąbkowane biustonosze, a co dopiero przez miękkie. Ale! Powiedzmy sobie jedną rzecz jasno: stanik to dobrodziejstwo technologii ubioru, ale tak samo jak w przypadku wysokich obcasów i makijażu noszenie jego jest wyborem, który nie świadczy w żaden sposób o kimś jako o pracowniku. Uważam też, że jeśli pracodawca ma problem z argumentem 'pocimy się, jest nam gorąco', to penalizowanie pracownic za swoje niedopatrzenia w kwestii braku odpowiedniej klimatyzacji świadczy o nim mniej więcej tak dobrze jak obcinanie kurierowi premii za to, że nie dostarczył na czas paczek jeżdżąc dostarczoną przez firmę hulajnogą. Czyli idiotyczne. 


"Świecenie sutkami jest nieprofesjonalne."

Pójdźcie do dowolnego biura; stawiam dolary przeciwko orzechom, że znajdziecie przynajmniej 10 osób, które tymi sutkami świecą. Wezwijcie je na rozmowę i zgańcie, a potem patrzcie, jak wybuchają śmiechem, i szukają w garniturach chusteczek do otarcia łez. Mężczyźni też mają sutki i je też widać czasem przez koszulę, więc albo zakazujemy przebijających sutków wszystkim, albo przyznajemy, że seksualizujemy damskie sutki i przestajemy udawać, że chodzi o profesjonalizm, skoro sami się nim nie umiemy wykazać.

"To rozprasza klientów."

Dlaczego problemem pracownika ma być fakt, że klient mentalnie pozostał w okresie dojrzewania i widok cienia piersi pod ubraniem powoduje, że się nie może skupić na czytaniu umowy kredytowej? Nie widziałam żadnej umowy o pracę, w której byłaby zawarta informacja, że pracownik ma za zadanie odwodzić klienta lub gościa od robienia z siebie pajaca.

"To rozprasza kolegów."

Innymi słowy "bo nie chce nam się nawet próbować ogarniać innych, którym się wydaje, że myślenie główką zamiast głową jest okej i zawsze się trochę molestuje". Tu trzeba pomóc takiemu HRowcowi dojść do tego, że właśnie ośmiesza się w oczach osoby, którą próbuje zdyscyplinować: spytajcie takiego speca, czy może coś zrobić ze zbyt obcisłymi kroczami spodni u mężczyzn. Na 100% odpowie "to nie patrz". Siedźcie w ciszy i dajcie mu dojść do tego, że właśnie sm sobie odpowiedział na własny problem.

"Nie jesteśmy tak nowoczesnym społeczeństwem, żeby to zaakceptować."









Jeśli coś jest dobre dla królowej brytyjskiej w dzień jej ślubu, to jest dobre i dla mnie. Howgh.


PS. I na koniec - uwaga od Pana Wojciecha Jaroszewicza. Jako psycholog z wykształcenia chcialabym serdecznie niniejszym przeprosić za jego wypowiedź; nie wszyscy psychologowie są nikulturalnymi osobami, które projektują własne fantazje na innych i łamią podstawowe zasady pracy, których studentów tej szacownej sztuki uczy się na pierwszym roku. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz