"Nowy, bardzo ładny, zgrabny kupiony w firmowym sklepie stanik Chanel w rozmiarze 75B. Po zakupie od razu odcięlam metke z tyłu, bo podczas mierzenia drapała. Ani razu nie ubrany. Ładne, delikatne logo z cyrkonii na samym środku oraz na prześlicznych, delikatnych ramiączkach. Delikatny, elastyczny materiał-jak satynowy, miseczki delikatnie usztywniane (bez push-up) Polecam, warto:)" (źródło)
Przeczytawszy takie ogłoszenie na OLX wysłałam do sprzedającej maila z zapytaniem, czy to na pewno oryginał. Odpowiedź jak niżej, ale zdjęcia same są cudowną i szczerą odpowiedzią - pominę fakt ubierania stanika. W brasferze siedzę od 2010 roku i jako żywo nie widziałam nigdzie żadnych ciuszków dla staników, w które je można ubierać. Nie wiem, może Chanel takie ma w ofercie.
Tak mniej więcej wyglądają oferty sprzedaży podrabianych kompletów bielizny. Dziewczyny kupują je, głównie na Facebooku, OLX, Vintedzie albo Szafie, zachęcone logiem i ceną odpowiadającą zazwyczaj kompletowi marki średniopółkowej typu Kinga. Ostatnio największym powodzeniem cieszy się Bogu ducha winny Calvin Klein, być może za sprawą koszmarnej kampanii reklamowej z Justinem Bieberem. Pomijając fakt, że CK dawno przestało być marką luksusową, skoro ich kolorówkę można kupić w Pepco, to moim skromnym zdaniem kupowanie podróbek jest po prostu obrzydliwe. Nie waham się użyć tego słowa, a to z kilku powodów.
Kupując podróbkę kradniesz czyjś zarobek. Jeśli projektant X włożył czas i wysiłek w stworzenie czegoś, co Ci się podoba, to albo to kup, albo uszyj sobie sama - bez logo. Jako była właścicielka małej marki modowej czuję to szczególnie; zrobienie ubrania czy biżuterii samemu, od podstaw, to godziny pracy. Krojenie, szycie, przymierzanie, mockupy (makiety), szukanie materiałów, szukanie inspiracji, rozwiązywanie problemów z konstrukcją - to wszystko są dziesiątki godzin, za które wynagrodzenie dostawałam dopiero, gdy ktoś kupił to, co stworzyłam. Nie miałam żadnego problemu z tym, że kogoś nie stać na moje rękodzieło, niech się nauczy tego i owego i zrobi sam. Ale gdybym zobaczyła, że ktoś nosi coś, co wygląda jak mój wyrób, ma moje logo, ale nie zostało przeze mnie wykonane - trafiłby na Wall Of Shame. Kradnąc czyjś projekt kradniesz także jego reputację, bo podróbka po kilkunastu użyciach będzie prawdopodobnie wyglądała jak szmata. W tym momencie nie kupię sobie już torebki Korsa, bo jak widzę te dziesiątki dziewczyn z podróbkami, to wiem, że z automatu wszyscy założą, że ja także noszę podróbkę. I nie jestem w tym myśleniu sama.
Niby Louis Vuitton
Niby Louis Vuitton
Niby Tommy Hilfiger
Kupując podróbkę wspierasz niewolnictwo. Fejki są produkowane w sweat shopach, czyli wielkich zakładach krawieckich, w których za głodowe pensje pracują dorośli i dzieci. Dostając kilka dolarów miesięcznie (!) nie mają innej możliwości, jak zapożyczać się (często u szefostwa), wskutek czego stają się w gruncie rzeczy niewolnikami; nie mogą się zwolnić, bo umrą z głodu, ale pracują tak naprawdę za darmo, bo pensję oddają szefowi. Czy naprawdę chcesz nosić fałszywe stringi (uuch) Vuittona wiedząc, że prawdopodobnie uszyło ją sześcioletnie dziecko za miseczkę fasoli? Nieraz i nie dwa czytaliśmy o zawalonych halach fabryk podróbek, przymusowych aborcjach pracownic, zatruciach toksynami i wypadkach śmiertelnych przy pracy z powodu braku jakiegokolwiek BHP. 'Oszczędność' w postaci kupowania podróbki nie jest warta wspierania handlu ludźmi, wykorzystywania dzieci i ignorowania podstawowych zasad bezpieczeństwa przy pracy. Zatłoczone hale, brak klimatyzacji, brak odzieży ochronnej, apteczki, lekarza na terenie zakładu, gwałty, pobicia - to codzienność dla pracowników sweat shopów.
Niby Louis Vuitton
Niby Victoria's Secret
Niby D&G
Kupując podróbkę komunikujesz wszem i wobec, że masz zły gust. Koniec kropka, kupowanie (świadome) podrabianych rzeczy jest jak ogłoszenie, że lubisz stringi ze złotej ceraty noszone na czarne, obcisłe, przezroczyste legginsy. Kupowanie fejków jest tak samo trendy i jazzy jak noszenie skarpetek do klapek Kubota. To jest po prostu strasznie, strasznie słabe. I tak, to naprawdę widać, że ta torebka nie jest prawdziwa. Kiedyś kupiłam w second handzie fałszywego Luisa Vuitona, który udawał model Speedy. W celach edukacyjnych rozprułam go. Cerata, która po jednej stronie udawała charakterystyczny brązowo - beżowy monogram, na drugiej była zadrukowana na różowo i miała wielkie loga Chanel. No cóż, podróbkowicze bywają kreatywni. Miałam też kiedyś koleżankę w liceum, która do swojej torebki Juicy Couture doczepiła breloczek Chanel. A raczej wiszące na obłażącym ze 'złota' łańcuszku różowe kuleczki z równie obłażącym logiem Chanel. Spytałam, po co to robi, skoro stać ją na oryginał. 'Bo mi się podoba.' Nie podobało się nikomu innemu.
Niby D&G
Niby Gucci
Niby Gucci
Kupując podróbkę narażasz swoje zdrowie. Prawdziwy model Diora musi przejść badania odnośnie poziomu pestycydów, metali ciężkich i innych szkodliwych substancji, bo inaczej komisja handlu zjadłaby firmę żywcem i nałożyła milionowe kary. Podróbka Diora może być uszyta z czegoś, czym wycierało się azbestowy dach. Przesadzam? A skąd wiesz, masz jakiś atest, certyfikat? I nie, to nie jest tak, że jedno i drugie zeszło z tej samej linii produkcyjnej w Guangzhou. To ploty rozsiewane przez producentów podróbek; skoro i fejk i oryginał to to samo, to po co przepłacać? Zastanów się, kto zarabia na tych przekonaniach, bo na pewno nie jest to oryginalny brand. Jeśli chcesz loga / wyglądu za małe pieniądze, szukaj na aukcjach i w lumpeksach. Na Allegro prawdziwego Diora kupisz za 20 zł (co prawda w rozmiarze 85B, ale zawsze), wystarczy dobrze przepatrzyć oferty i zdjęcia, a w lumpku za jeszcze mniej - moje trzy pary pończoch od Diora właśnie pozdrawiają, kupione zafoliowane za 2zł / sztuka. Potwierdzenie ich oryginalności u producenta zajęło niewiele czasu. Dolce & Gabbana także da się kupić - taniej niż replikę CK.
Niby Chanel
Niby Chanel
Kupując podróbkę wspierasz szarą strefę. Myślisz, że buticzanki z Facebooka odprowadzają podatki? Podpowiem; nie, bo wtedy Urząd Skarbowy musiałby wiedzieć, że sprzedają fejki. Kupując od buticzanki fałszywą Chanel napędzasz oszustwo podatkowe, które skutkuje ni mniej, ni więcej tylko tym, że brak kasy na drogi, szpitale (pet peeve, głupie Ministerstwo Zdrowia, głupi NFZ), szkoły i wszystko inne.
Jeśli zaś chodzi o samą bieliznę, to zrobiłam bardzo dokładny research. Podrabiana bielizna (albo, w żargonie branży, counterfeit lingerie), to, jak się wydaje, plaga w branży tekstylnej. Coraz więcej brandów opatruje swoje produkty hologramami i często zmienia ich metki, aby można było łatwiej rozpoznać oryginalny produkt. Marka Lola Luna, czyli producent eksluzywnej bielizny erotycznej - możecie kojarzyć ich otwarte stringi z perełkami - musiała wycofać swój model Guil, ponieważ był tak często podrabiany, że niska jakość podrobek zaczęła wpływać na wizerunek firmy.
Model Guil by Lola Luna
Podróbka Loli Luny
I na koniec - przegląd twórczości okołobieliźnianej podróbkowiczów. Naprawdę, dziewczyny - żal biustu / tyłka / stóp na takie wynalazki. Dziękuję Annie z bloga Podróbkowo Wielkie (obecnie JestPięknie) za dzielne szukanie przez wiele lat fotek tych koszmarków - znaczna część z tej galeryjki to jej znaleziska. Źródła wszystkich zdjęć są tutaj (coś Pinterest nie chce współpracować i się nie ładuje widget, przepraszam za to serdecznie).
eBay publikuje już specjalne poradniki, z których dowiedzieć się możemy, że na przykład La Perla nigdy nie sprzedaje swoich produktów jako Ex High Street, czyli dead stocki, niesprzedany towar z kolekcji sprzed lat. Często gęsto podróbki sprzedawane są jako dead stocki właśnie. Australijska firma Obviously Apparel dołącza do swoich produktów specjalny kod, dzięki któremu można zweryfikować na stronie internetowej oryginalność majtek czy slipek. Victoria Secret, marka słynąca z maleńkiego zakresu rozmiarów ale fejmu jak glob długi i szeroki, także jest podrabiana, a poradnik jak uniknąć fejka znajdziecie w poniższym filmiku. Trochę to dla mnie dziwne, bo jakość bielizny VS jest podobna do bielizny z H&M, ale najwidoczniej kulturowy fenomen tej marki zrobił z niej obiekt podróbkoróbstwa.
Nie będę tutaj roztrząsać kwestii plagiatów, ponieważ napisałam o tym w poście o Bonprix - być może w przyszłości usiądę nad tematem na dłużej. Szukając fotek do tekstu zauważyłam też mocno upierdliwy trend: marki małe nazywają swoje modele 'Gucci', 'Chanel' i 'Prada', oraz odmianami innych nazw (Gabbiano, Gucciana, Chanell), ażeby fanki fejków chętniej je kupowały i, jak zakładam, żeby przydać blasku swoimi mało ciekawym projektom. W tym momencie po wpisaniu 'Gucci' w wyszukiwarkę Allegro wysypują mi się oferty rajstop (nawet niezbyt szkaradnych), firmowanych nazwiskiem Patrizia Gucii, która z Maurizio Guccio, założycielem sławnej marki, nie ma nic wspólnego. Żenua żenuę żenuą pogania.
Dwa poniższe zdjęcia przedstawiają hybrydy - ni to torebka, ni to gorset / stringi wystające znad paska spodni, znane jako ogon płetwala. Ot, krotochwila.
Ja szłam do ślubu w bieliźnie od firmy Gaia, jak masz ochotę, to przejrzyj promocje, bo mają teraz naprawdę fajne. Generalnie jestem zadowolona, dobrałam też sobie bardzo ładną bieliznę na noc poślubną. Warto poszukać dobrej jakości rzeczy, bo ten dzień i ta noc to jedyne takie w całym życiu :D
OdpowiedzUsuń