9.03.2018

Bawełnę Noszą Grzeczne Dziewczyny, a Koronki Striptizerki i Kochanki: USA

Jakiś czas temu trafiłam na kilka grup anglojęzycznych, na których znakomitą większość stanowiły Amerykanki. Czasami urządzałyśmy sesje w stylu 'pokaż mi swojego instagrama' - oglądałyśmy swoje profile, komentowałyśmy, sugerowałyśmy sobie nawzajem, co zmienić. Nie zadziwiło mnie, że nie każda koleżanka z grupy oceniała nasze insta pozytywnie, ale co mnie zdumiało to fakt, że część określała cały nasz content jako 'nie family-friendly'. Trochę zdziwiona spytałam, czy mają na myśli zdjęcia moje i Madź w stanikach. 'Nie', odparła jedna z dyskutantek,' cały profil - kusidełka nie są family-friendly i nie chcę, żeby inni widzieli, że to oglądam'. Nie była bynajmniej jedyną grupowiczką o takich poglądach.

Przypominam, że mówimy o dziewczynach z Ameryki - kraju, w którym wymyślono Victoria's Secret i reklamowe szczucie cycem.

Strasznie trudno było mi znaleźć tytuł dla tego tekstu. Na temat relacji Amerykanek z bielizną nie-stricte funkcjonalną pisze się bowiem całe doktoraty, jak zatem zmieścić w jednym poście clue sprawy? Z pomocą przyszła mi inwencja lingwistyczna; w języku angielskim mamy podział na różne rodzaje bielizny, czyli underwear (bawełniane figi) i lingerie (koronkowe tangi z atłasową kokardką) oraz czasami functionwear (wyszuplające majty z golfem). Kto wie, ten wie, że w polskim internecie czasem używamy określenia 'kusidełko', toteż na potrzeby tego tekstu umówmy się, że słowem 'bielizna' będę określać underwear, a słowem 'kusidełko' - lingerie. Zgoda? Zgoda.



Już będąc na studiach amerykanistycznych miałam wrażenie, że USA to kraj, który próbuje być jednocześnie oazą ewangelickich wartości i norm i rajem dla tych, którzy lubią jeść frytki polane olejem silnikowym do Harleya Davidsona, podane w zawiniątku z gazety Playboy. Trochę schizofreniczne podejście do życia, które objawia się między innymi w tym, że Amerykanki mając jednocześnie bardzo duze biusty i dostęp do każdego rodzaju bielizny i kusidełek na świecie (nie znam marki, która nie próbowałaby eksportować do USA) kupują głównie gładkie staniki w kolorze nazwanym przez  Hannah Betts z China Daily 'bezbożnym odcieniem opalonego beżu' - w kontraście do reszty świata, która na pierwszym miejscu stawia biel, a potem pastelowy błękit i fiolet. Bielizna w kolorze innym niż cielisty to zaledwie 8% towaru sprzedawanego w USA. 8%. Jak twierdzi Allison Beale z firmy Journelle, Amerykanki traktują biustonosze jak narzędzie do trzymania ciała w ryzach, a nie element stroju, toteż się nimi zupełnie nie chwalą. Europejki natomiast szukają bielizny, która stanie sie atrakcyjnym fundamentem, bazą całego outfitu.

Aby dodatkowo podkreślić, o jak dziwnym zjawisku mówimy, weźmy pod lupę muzułmanki - kobiety, którym stereotypowo przypisuje się kompletny brak zainteresowania modą i wręcz aseksualne podejście do życia, w którym ich cielesność jest kontrolowana przez mężczyzn. Brzmi jak społeczność, w której kusidełek nie ma w ogóle, a bielizna jest co najwyżej przygnębiająco funkcjonalna, prawda? Błąd. Noszenie bielizny i kusidelek to standard, ponieważ wiele kobiet w ten sposób po pierwsze wyraża się modowo, po drugie  zapewnia sobie chłód pod abajami i nikabami - moje rozmówczynie przyznają, że czasami pod szaty do ziemi nie zakładają nic poza kompletem koronkowych kusidełek. 70% europejskich marek eksportuje do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kanadyjska marka La Vie en Rose zanotowała ostatnio, że aż 10% (!) rocznego przychodu firmy to zysk pochodzący z butików w Arabii Saudyjskiej, a muzułmańskie święta takie jak Ramadan stają się pretekstem do wypuszczania limitowanych kolekcji przezaczonych tylko na rynek arabski. Saudyjki, które zdecydowanie mają parę powodów do strajków i protestów, prowadzą kampanie umożliwiające kobietom sprzedawanie bielizny i kusidełek w sklepach (według prawa mogą to robić tylko mężczyźni, więc panie są skazane na kupowanie w ciemno; przymierzalnie także są nielegalne) - niedawno udało im się przebić z taką propozycją legislacyjną. Nasze rodzime Obsessive, które zdecydowanie szyje kusidelka graniczące z asortymentem sex shopu, święci triumfy w Dubaju. Polska muzułmańska blogerka, Częstochowska Muzułmanka to Ja, przynaje, że czasami to, co jest po abają, może aż szokować. Uzbeczki wyszły na ulice, prostetsując przeciwko zakazowi importu koronkowych majtek, i tak dalej, i tak dalej.





Ortodoksyjne Żydówki - chasydki - mają w swoich małych społecznościach w rejonach Flatbush, Midwood, Borough Park, Williamsburg i Crown Heights sklepy z kusidełkami i bielizną tak luksusową, że spokojnie mogłyby się znaleźć na paryskich ulicach; mówimy tu o La Perli, Agent Provocateur, Chantelle, Aubade, Valentino. W środku towar sprzedaje chasydka z obowiązkową peruką na głowie, ubrana w spódnicę do ziemi i koszulę z długim rękawem. Rabin Avi Weiss otwarcie twierdzi, że judaizm zachęca do takich praktyk, jak kupowanie seksownych kusidełek: "Drogą do duchowości nie jest odrzucenie cielesności, tylko uświęcenie jej. [...] Kusidełka noszone w ramach małżeństwa to sposób na wypełnianie planu bożego." Sprzedawczyni, która z powodów religijnych nie przedstawia się, dodaje "50% mojej klienteli to ortodoksyjne żydówki, ale kiedy przychodzi do kupowania rzeczy z okazji ślubu, sięgają po najbardziej skąpe, koronkowe cuda z importu z Europy." Klientka, oglądająca koszule nocne od Diora, wyjaśnia, że kupowanie bielizny to pomoc w spełnianiu wymagania boskiego, aby mąż pożądał żony, a ponad czterdziestoletnia chasydka wspomina, że zaraz po zaręczynach kupiła sobie pistacjowy stanik Victoria's Secret, a jej mąż nadal go uwielbia, jak czytam w The Times.

Tymczasem wyzwolone, białe, w większości chrześcijańskiego wyznania Amerykanki, których prawa do ubierania się jak chcą i mówienia czego chcą chroni konstytucja USA, wypowiadają następujące zdania (są to cytaty z forów, blogów, grup fejsbukowych - wiernie przetłumaczone, ale dla ochrony tożsamości nie podaję linków ani źródeł):

"Nie mam problemu z noszeniem kusidełek, o ile na wierzchu mam coś zabudowanego: to taka zbroja, dzięki której nikt tego nie zobaczy."

"Kusidełka nie muszą być niezabudowane i mieć falbanki. Mogą być gustowne!"

"Kiedy mój mąż wraca do domu nie chce widzieć tego, przed czym ucieka z ulicy - rozebranych kobiet w koronkach, ktore przypominają mu, jak zniszczony został nasz świat."

"Szczerze mówiąc uważam, że otwieranie przesyłki z kusidełkami to zawstydzająca rzecz."

"Seksowne majtki to coś, co się nosi na rozbieraną randkę, i kiedy zapomnisz zrobić prania, a nie masz już nic czystego w szufladzie."

"Jeśli przyjaciółki chcą Ci kupić kusidełka w prezencie ślubnym, to niech dadzą Ci je podczas imprezy: na takie rzeczy jak takie prezenty i jedzenie ciasta w kształcie penisów jest właśnie wtedy czas."

"Byłam ostatnio w centrum handlowym i moja siedmiolatka pociągnęła mnie za rękę i spytała 'Mamo, czy te panie się nie wstydzą, że panowie widzą ich majtki?' kiedy przechodziłyśmy koło salonu VS. Zamilkłam, niepewna, jak odpowiedzieć, ale w duchu cieszyłam się, że ona jeszcze nie rozumie, że panowie naprawdę chcieliby je widzieć."

"No chyba każda z nas ma kusidełka tylko do robienia w nich ładnych zdjęć na Snapchata."

"Kupowanie kusidełek na prezent ma sens tylko na wieczór panieński, przyjęcia urodzinowe powinny być family-friendly."

[w dyskusji o 'lingerie shower' czyli imprezie przedślubnej, na której panna młoda obdarowywana jest kusidełkami przez koleżanki] "nie chcę kupować innym ubrań do seksu."

"Nie kupuję kusidełek. Za każdym razem, kiedy coś takiego zakładam, on mówi 'Wygląda super' i rzuca tym na podłogę, więc po co to robić?"

"Nie podoba mi się idea bycia sexy. Mam wiele zalet, ale bycie sexy nie jest jedną z nich i nie aspiruję do tego, więc nie noszę kusidełek z przyczyn ideowych."

"Siostry! Nie kupujcie ŁADNYCH kusidełek. On nie chce Was widzieć w czym ŁADNYM, on chce Was widzieć w czymś WULGARNYM! Nie ma nic grzesznego w ubraniu się wulgarnie dla swojego męża!"

"Te wyszukane  majtki noszę tylko wtedy, jak muszę - czyli zazwyczaj razem z wyciągniętym dresem i koszulką z plamą po kawie, bo wszysto inne jest brudne."

Trochę to przerażające.

Czasami mówimy i piszemy o sobie, że żyjąc w kraju katolickim jesteśmy konserwatywne, ale w porównaniu z naszymi koleżankami zza oceanu jesteśmy niemal czołem pochodu rewolucji seksualnej, biorąc pod uwagę, że tamtejsi chrześcijańscy przywódcy muszą nawet odpowiadać na pytania, czy kusidełka noszone przy mężu to grzech. A propos religii - odgrywa ona rolę nie do przecenienia w tej sytuacji. USA to kraj, w którym większość osób wierzących to chrześcijanie, ale raczej protestanci, mormoni i ewangelicy niż katolicy. Kiedy mówię o tych wierzeniach, nie mam na myśli ludzi, którzy się modlą raz na rok i uznają istnienie Boga; mówię o ludziach, którzy co rano przysięgają przed flagą z krzyżem wierność Ameryce, dzieci uczą w domu o dinozaurach w raju, i zabierają swoje kilkuletnie córki na bale czystości, na których przysięgają pozostać dziewicami do ślubu. Co więc robi Amy z małego miasteczka w Utah, krainy mormonów, kiedy chce z mężem kupić sobie 'coś ładnego' ale pójście do Victoria's Secret naraża go na grzech cudzołóstwa oczami (sic)?

Zaglądają do chrześcijańskich sklepów z 'pomocami małżeńskimi".


Tani puszapek z Aliexpress, nazwany w sklepie 'Sercem Rahab'.


Stanik Freyi, sprzedawany jako 'Ogród Edenu'



Tak wyglądają zdjęcia produktów w chrześcijańskich sklepach z bielizną w USA.

Wydaje się to skrajną przesadą? Australijski sklep Bras N' Things został poproszony o zdjęcie 'wulgarnych, rażących i niesmacznych zdjęć' z wystawy, a właścicielka otrzymuje groźby karalne. Sklep znajduje się w enklawie zamieszkanej głównie przez emigrantów z USA... a oto te zdjęcia.


Częściowo na sytuację wpływa także źle pojęte wyzwolenie i wypaczona wersja feminizmu, w której każda tradycyjnie kobieca forma ubioru jest z marszu uznawana za opresyjną, toteż wiele kobiet nie nosi kusidełek, bo nie chce być postrzegane jako obiekty seksualne. Innymi słowy - feminizm zapewnia mi wolność, w imię której nie ryzykuję ubierania się w coś, co grozi bycie postrzeganą jako tradycyjnie atrakcyjna seksualnie istota, choćby mi się to podobało; retoryka iście z podręczników 'czystościowych' dla młodych mormonek czy katoliczek, które w miejsce feminizmu wstawiają tezę, że do cudzołóstwa 'ocznego' można doprowadzić nieskromnym strojem. Pamiętacie, co mówiłam o schizofrenicznym podejściu? W rezultacie, gdy spytacie koleżankę z Francji, Niemiec czy Polski, czy kiedykolwiek nosiła pończochy, zapewne odpowiedzą twierdząco. Amerykanki natomiast postrzegają pończochy jako atrybut striptizerek i sex workerek (autorka pragnie podkreślić, że uważa tą grupę społeczną za jak najbardziej godną respektu), ewentualnie niewygodny i niepotrzebny gadżet. Kusidełka nie są dla nich elementem mody ani zabawą, tylko nowoczesną formą gorsetu ściągającego talię do 38 cm; niewygodą ograniczenia wynikającego z podkreślania cis-kobiecych ciał, "przez które" narażone są na przemoc seksualną, dyskryminację w pracy, brak dostępu do potrzebnych procedur medycznych i tak dalej. Fetyszyzacja cech odróżniających binarne płciowo osoby doszła do takiego ekstremum, że pewna karmiąca mama została wyproszona z Victoria's Secret - Boże broń, żeby ktoś sobie przypomniał, do czego zostały stworzone piersi i skonfrontował to z Karlie Kloss na plakacie w potrójnym push-upie.

Badaczki kobiecej seksualności i antropologii kulturowej napisały całe kilometry tekstu na ten temat (mam szczęście mieć jedną taką książkę, na dostawę innej czekam), i wysuwają kilka bardzo ciekawych wniosków. Po pierwsze kusidełka to narzędzie do tworzenia swojego self, swojej wizji samej siebie - która w starciu z postfeministycznym stanem świata, w którym pojęcie 'seksownego ciała' jest postrzegane negatywnie jako forma autoopresji (pamiętacie może dyskusje internetowe o tym, czy blogerki bieliźniane to po prostu osoby, które dobrowolnie wystawiają się na męski wzrok? Albo z sufitu wzięte tezy, że pracownica seksualna nie może być za równouprawnieniem? O to dokładnie chodzi) kruszy się i jedynym rozwiązaniem jest usunięcie z równania koronek i satyn. W latach 80' w USA formacja Women Against Violence Against Women (Kobiety Przeciwko Przemocy Wobec Kobiet) oblewały farbą drzwi sex shopów i zaklejały im zamki, a dokładnie w tym samym czasie w Wielkiej Brytanii powstawała sieć Ann Summers - pierwsze sex shopy dedykowane kobietom, tymczasowo w formie obwoźnej. Sklepy te do dzisiaj funkcjonują, także w formie stacjonarnej, i - co znamienne - na wystawach mają wyłącznie kusidełka; wszelkie zabawki erotyczne schowane są  głębi sklepu, ponieważ dla Brytyjek kusidełka są bezpieczną i nie budzącą skojarzeń ani niesmaku furtką do śmielszych zakupów. Ot - mam ciało, to je w coś ubieram.

Kolejnym punktem wytykanym przez badaczki jest fakt, że przemysł bieliźniany sprzedaje pewną fantazję o kobiecie - zawsze ubranej w kusidełka, a więc odczytywanej przez sporą część kobiet jako skazaną na wieczny dyskomfort psychiczny i fizyczny. Amerykanki więc, dystansując się od takiego przekazu i modelu, uznają za bardziej kobiecy i 'lepszy' sposób postępowania dyskredytację i odtrącenie fałszywego obrazu kobiecości, który postrzegają jako nierealistyczny - która kobieta codziennie nosi pończochy i stanik push-up? Odtrącając ten model odtrącają także jego atrybut, czyli kusidełka. Ciekawostką jest fakt, że sporo kobiet wybiera kusidełka wyraźnie retro, pochodzące z lat 60' czy 50' czy inspirowane tą epoką, jako symbol swojej kontroli nad własnym seksualnym losem i ciałem, uznając je za coś smaczniejszego i mniej ryzykownego niż nowoczesne kusidełka z motywami inspirowanymi kulturą BDSM czy parasportowe. Jest to o tyle paradoksalne, że we wspomnianej epoce kobiece losy były zdecydowanie mniej różowe niż obecnie, a kontroli nad własnym ciałem stawało naprawdę niewielkiej liczbie pań. Jak zauważa Rachel Wood, autorką książki naukowej Consumer Sexualities (Seksualności Konsumentów), konsumentki pochodzenia anglosaskiego mają tendencję do doceniania i stawiania wyżej w hierarchii estetycznej przedmiotów, które nawiązują do uprzywilejowanych klas średnich ubiegłych dekad - przekładając to na język kusidełek, kojarzycie kolekcję Vintage Touch albo Retrolution?


Gossard Retrolution


Triumph Vintage Touch

Na koniec - kusidełka to produkt, który w zbiorowej świadomości kształtowanej przez reklamy wymaga wzajemności w działaniu, to jest jego używanie do spełnienia swoich założeń wymaga seksualnej reakcji ze strony partnera, najlepiej żywiołowej i entuzjastycznej. Kiedy to się nie dzieje, kobieta pozostaje z uczuciem porażki - przecież Cosmopolitan pisał, że koronkowa koszulka nocna naprawi moje małżeństwo! Skoro nie rzucił się na mnie jak zwierzę, kiedy założyłam tiulową babydollkę, to muszę być już zupełnie odrażająca. Nikt nie chce stwierdzić, że jego atrakcyjność jest zależna od kawałka materiału, a co gorsza, że już nawet ten kawałek materiału nie pomaga. Jak skwitowała vlogerka Safiya Nygaard, "jestem w długotrwałym związku, nie muszę na nikim robić wrażenia" kiedy w Buzzfeed zaproponowano jej torbę darmowych kusidełek do noszenia przez tydzień (filmik do obejrzenia na końcu posta). Dodajmy do tego przewijający się w amerykańskich tekstach kultury jak mantra motyw męża zostawiającego ciężko pracującą mamę z przedmieść w dresie i tiszercie dla noszącej koronki kochanki lub ubranej w tiulowe stringi ex workerki, i mentalny obraz kusidełek jako synonimu agresywnej, nieodpowiedzialnej seksualności lub/i 'kradzieży' cudzego partnera gotowy. Sławny cytat z filmu Zakochana Złośnica przypomina młodym Amerykankom, że "czarnej bielizny nie kupuje się po to, żeby nikt jej nie zobaczył", z czego bohaterka wnioskuje, że takie znalezisko w cudzej szufladzie oznacza aktywność seksualną. Na portalu TV Tropes, który zajmuje się analizą motywów i klisz popkulturowych, mamy całą listę scen, w których bohaterka pokazuje się w bieliźnie wyłącznie dla uciechy męskiej, heteroseksualnej widowni, ba - komplet czarnej bielizny to już praktycznie wyświetchtany banał, używany w ramach prezentu dla męskiego oka i sygnalizacji, że dana bohaterka to wamp. Wymieniać dalej? 'Babcine majtki' nosi prawie zawsze postać, która Szuka Dobrego Mężczyzny, szorty noszą chłopczyce, gorsety postacie z filmów historycznych, pracownice seksualne i agresywne kochanki, w pończochy są wkłądane aktorki z długimi nogami (bo kto chce oglądać serdelki w kabaretkach, lel).

Koncept, że bielizna i kusidełka mogą być formą dbałości o swoją psychikę i przyjemności samej dla siebie, jest Amerykankom kompletnie obcy, bo są bombardowane kulturowym kodem, w którym jedyną względnie bezpieczną opcją są niewymowne aseksualne - beżowe i bezkształtne. Każde inne kusidełka grożą zepsuciem wizerunku i wkroczeniem na niebezpieczny grunt. Nie ma alternatywy - ruch bodypositivity leży jeszcze w powijakach, a aniołki VS dalej rządzą jako archetyp kobiety 'zasługującej' na noszenie satynowych fig.

Nawet język angielski nie ułatwia sprawy - bielizna jest elementem związków frazeologicznych, które wzmacniają skojarzenie jej z czymś złym: "don't get your panties in a twist", nie skręcaj sobie majtek, czyli nie irytuj się, nie denerwuj się. 'Don't get caught with your pants down" - nie daj się zobaczyć w majtkach, czyli nie daj się zobaczyć w krępującej sytuacji. A co z fobią D+?

Czy nie tylko mi wydaje się, że terror Victoria's Secret jest obecny także w Polsce? Jest to dla mnie nazwa zbiorcza i mam na myśli używając jej tą D+ fobię, która powoduje, że wszystko powyżej miseczki D kojarzy się z czymś babcinym, starym, nieatrakcyjnym, Nawet samo VS nie ma rozmiarówki powyżej D, mimo posiadania 6 rozmiarów miseczek w asortymencie, ponieważ... zamiast E mamy DDD. Inne firmy mają nawet DDDD (czyli F). W internecie krążą opowieści jak z horroru o dziewczynach, któe powinny nosić 28I/J, a przez 'fitterki' z Victoria's Secret wciskane są w 38C lub równie potworny rozmiar. (reszta tekstu do przeczytania tutaj)

Warto wspomnieć o tym, że nieszczęsne VS nadal jest niemal monopolistą w niektórych rejonach USA na brafitting, co oznacza, że sporo kobiet przejdzie przez życie w niewygodnych, obcierających, za małych albo za dużych biustonoszach - w takiej sytuacji ciężko nie kojarzyć kusidełek z brakiem komfortu, a co za tym idzie odrzucać je jako formę opresji. Nikt nie chce nosić wrzynającego się w skórę koronkowego balkonu, choćby nie wiem jak był piękny.

Amerykanie, ujmując sprawę w możliwie największym skrócie, nie są w stanie mentalnie oddzielić kusidełek od seksu lub/i uprzedmiotowienia. Jeśli Amy z Utah jest w sklepie z mamą, wrzucenie do koszyka czteropaku bawełnianych majtek nie będzie stanowiło problemu, ale na myśl, że mogłaby wrzucić tam koronkowe stringi, pali się ze wstydu. Bielizna informuje, że jest się czystą dziewczyną, która pamięta o higienie; kusidełka to coś, co kupuje się, żeby uprawiać seks. Purytańska kultura, która mimo wielu przemian nadal w swoim rdzeniu jest do cna antyseksualna, robi z kusidełek narzędzie skuszenia kolejnych reainkarnacji biblijnego Adama.

Więcej: Amerykanki patrzą na nas, Europejki, jak na wyzwolone boginie, które noszą te wszystkie drogie, koronkowe cuda, bez widocznego powodu. Po co? Przecież nie próbujemy co wieczór uwieść innego mężczyzny? A partner widzący stale to samo musi tracić zainteresowanie? Nierozumiejąc zupełnie naszych motywacji do noszenia estetycznych kusidełek, Amerykanki rezygnują z nich w ogóle w formie obrony przed a) utratą pieniędzy (w USA kusidełko = Victoria's Secret, a tam tanio nie jest), b) utratą partnera (albo kocha mnie taką jaką jestem, albo nich idzie do innej zdziry w koronkach), c) utratą twarzy (a jeśli sąsiad/mama/syn zobaczy paczkę?!). 

Podsumowując - niewesoło bywa za oceanem. Tu nie Hamieryka, jak mówi znane powiedzenie, i może dobrze. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz